następny link

 

WSPOMNIENIE

Jacek Żemantowski
1939-2002

Dziennikarz, sportowiec, szachista, szef, prezes, przyjaciel, kolega… Dla mnie po prostu Tata. I tak chcę o nim pisać. Już rok. To tak dużo i tak niewiele. Wciąż czuję zapach ostatniego pocałunku Twojego policzka i słyszę „pa” gdy wysiadałeś z samochodu, cichego świadka wielu naszych chwil. I tej ostatniej, gdy nie powiedziałam „dziękuję”. Nie wiedziałam, że już. Nie wierzyłam, że odejdziesz zanim to powiem. Mija rok. Nie zapomniałam i dziś mówię Ci „dziękuję”.
Dziękuję za miłość do muzyki Chopina, za „dzień dobry” i „do widzenia” podczas krótkiej podróży windą, ustąpienie miejsca w tramwaju. Za nie pytanie „a ile na tym zarobię”, nie obrywanie biedronce skrzydełek. Za nie odróżnianie biały, czarny, żółty czy czerwony człowiek i odróżnianie tych kolorów w przyrodzie. Dziękuję za poezji czytanie, zapatrzenie w obrazy Murilla i Makowskiego, za nieumiejętność kłamania, uczciwość aż do bólu. Za śpiew przy kierownicy, ufanie każdemu, nawet gdy się potknie. Za nieobojętność na to, co dzieje się w polityce i miłość do mego kraju, szacunek do ludzi nie za to, co mają, ale jacy są.
Dziękuję Ci Tato za zasłuchanie w śpiew ptaków, łzy, gdy czyjeś serce płacze, radość gdy się ono cieszy, przepraszam, nawet gdy ktoś boleśnie uderzy. Za podróży ukochanie, miłość do teatru i za ludzi, których dzięki Tobie poznałam i którzy są, tak jak Ty, bo… choć nie masz cienia, to jesteś jeszcze bardziej namacalny, jak byłeś… z cieniem. Dziękuję za każdy dzień zawierzony Bogu.
Tym, którzy mego Tatę znali, bardziej czy mniej kochali, chcę powiedzieć, że odszedł z uśmiechem na twarzy.
Tu czarnymi rozegrał już swoją partię szachów. Wygrał, czy przegrał? Nie wiem, ale wierzę, że teraz gra w Niebie białymi, a ta partia na pewno jest wygrana.

 

Ola,
Gazeta Wyborcza, 2003